czyli żyjąc bez możliwości decydowania o sobie.
Podobno jesteśmy istotami myślącymi. Podobno odpowiadamy za swoje czyny. Podobno możemy o sobie stanowić.
Ktoś kiedyś powiedział, że twoja wolność kończy się w momencie naruszenia mojej wolności. I generalnie jest to prawda w praworządnym społeczeństwie. Chyba, że mówimy o prawie do decydowania o swoim życiu. A precyzyjniej rzecz ujmując: o prawie do jego zakończenia.
Ktoś kiedyś wymyślił historyjkę, że jakiś niewidzialny koleżka stworzył świat i ludzi, a potem gnoił ich niemiłosiernie, by ostatecznie stwierdzić, że to co im zrobił to z grubsza sku*wysyństwo. I dał im kamiennego pendrive'a z word'owskim plikiem, w którym spisał listę 10 zasad. Napisał mniej więcej, że nie wolno go olewać i nie wolno robić tego, co im zrobił, bo to złe. I tak początkowo grupka gamoni, którzy w to uwierzyli zaczęła się mnożyć jak króliki (bo zabronił im myśleć o antykoncepcji) aż namnożyło się ich tyle, że potrzebna była rewolucja w technologii, bo 32-bitowy integer nie wystarczał żeby ich zliczyć...
Historia jasno pokazuje, że wszystko co złe, wynikło z religii, a mimo to wciąż wielu ludzi jasno i ślepo wierzy w boga, śmigającego po niebie, slalomem między dziurami wybitymi w ozonie, w niebieskim mercu na niebiańskich blachach.
Jedną z jego głównych zasad było: nie zabijaj.
I choć sam zabijał i zabijali wszyscy po nim, do dziś grupa matołów wierzy w świętość życia.
Wmówili sobie, że życie jest największą wartością, ale czy tak jest naprawdę?
Czy życie każdego człowieka niezależnie od wszystkich czynników jest aż tak ważne? Życie morderców, oszustów, gwałcicieli, pedofilów? Nie. Z całą pewnością nie.
To nie życie samo w sobie jest wartością, ale to co człowiek z tym życiem robi. I każdy człowiek powinien mieć możliwość zrobienia ze swoim życiem tego, co uważa za słuszne. Nawet jeśli chodzi o czas jego zakończenia.
Nieludzkie jest patrzenie na człowieka chorego, cierpiącego i odmawianie mu możliwości skrócenia cierpień tylko dlatego, że obawiasz się, że ci niebieski kolo będzie suszył za to głowę na sądzie ostatecznym.
Nie jestem zwolennikiem prowadzenia działań "eliminujących wadliwy czynnik ludzki" pod postacią ludzi chorych, niepełnosprawnych etc., ale każdy powinien mieć zagwarantowaną możliwość zakończenia swojego życia w sposób humanitarny, bezbolesny i przede wszystkim - dobrowolny.
Oczywiście to nie powinno być dopuszczalne jako ucieczka przed odpowiedzialnością za swoje czyny (logika typu "a co tam, pójdę w miasto i zgwałcę tyle kobiet ile się da, a potem poproszę o eutanazję, bo po co siedzieć w celi... a przy okazji zaznaczę się w historii jako ten, który jednej nocy napadł i zgwałcił X kobiet"). Eutanazja powinna być dopuszczalna z ważnego powodu (ważnego dla danej osoby, nie polityków regulujących tę kwestię prawnie), po obowiązkowej konsultacji z psychologiem, by uniknąć odbierania sobie życia, "bo mnie rzuciła", "bo mi nie stanął", "bo zupa była za słona".
Tak jak medialnie gwarantuje się prawo do życia, tak powinno się gwarantować prawo do śmierci. Nikt nikomu nie ma prawa mówić: "zabij się kaleko, ulżyj rodzinie", ale jeśli osoba niepełnosprawna chce odebrać sobie życie, dlaczego jej tego zabraniać? Nie każdy jest geniuszem z jakiejś dziedziny co gwarantuje mu dobrą pracę i satysfakcjonujące zarobki i nikt go nie zmusza do takiej pracy. Nie każdy ma predyspozycje do sportu i nikt nie każe mu rywalizować z Usainem Boltem. Wreszcie nie każdy może mieć siłę i wolę walki w życiu codziennym (czy też może z życiem), a mimo to musi...
Czasem odnoszę wrażenie, że ci, którzy tak zacięcie walczą o "życie" pod postacią zakazu eutanazji są po prostu parszywymi gnidami, które pod płaszczykiem etyki dbają o to by mieć "gorszych od siebie", bo do nich zawsze można się porównać i zawsze wyjść na swoją korzyść.
"Może i nie zarabiam 10.000 miesięcznie, ale na szczęście są ci z płacą minimalną".
"Może i nie jestem najpiękniejszy, ale na szczęście są ludzie z poważnymi chorobami skóry".
"Może i nie jestem najlepszy w siatkówce, ale na szczęście są kaleki, które nawet chodzić nie mogą".
"Może i mój syn nie będzie profesorem, ale przynajmniej nie ma Downa".
"Może i..."
Jeśli mam odebrać sobie życie, to co za różnica czy skoczę z dachu, czy podadzą mi jakiś środek? Prócz tego, że po skoku zostanie plama, którą trzeba będzie sprzątnąć.
Dla mnie najważniejsza w tej kwestii nie jest ani religia, ani zdanie rodziny, ani sąsiadów, ani polityków, ani to co kiedyś komuś gdzieś powiedziałem.
Najważniejsze jest moje aktualne zdanie - to co myślę obecnie, bo przeszłość i przyszłość nie mają znaczenia.
To, że kiedyś, będąc zdrowym mówiłem, że wolałbym się zabić, niż spędzić życie na wózku inwalidzkim nie znaczy, że jeśli faktycznie wyląduję na wózku, wciąż będę miał takie zdanie.
Nie mogę w tym miejscu nie zacytować autorki vloga communitychannel, Natalie Tran, która w filmie "What's Your Favourite?" odnosząc się do zupełnie innej tematyki mówi "Why do people act like this is their definitive list. Like whatever they say to Me is for life". Te słowa bardzo trafnie oddają stosunek do tego co się myśli i mówi. I podsumowując zgodnie z tym: nie interesuje mnie obligatoryjna eutanazja w przypadkach wyliczonych w ustawie, ale dobrowolna, bo tylko taka ma sens.