Jakiś rok temu postanowiłem, że zacznę biegać. Lato się skończyło, więc byłem zmuszony kupić trochę odzieży na chłodniejsze dni. Szukałem czegoś nie ze znanych marek, bo nie jestem i nie mam zamiaru być darmową, żywą reklamą jakiegoś molocha. Trafiłem na firmę Attiq (podobno polską, ale wszyscy kombinują więc ręki nie dam sobie uciąć...). No i być może ważna informacja - biegam na dystansie 10-19 km więc nie są to rundki dokoła domu, bo tak to można w samych gaciach ;)
Do tej pory robiłem u nich zakupy kilka razy i mam już kilka rzeczy. Nie będę opisywał szczegółowo, ale spróbuję podzielić się kilkoma spostrzeżeniami.
Spodnie ocieplane Do Running
Przy temperaturze między +3 i +15 stopni sprawują się dobrze. Kiedy się człowiek zatrzyma to oczywiście czuć temperaturę - zwłaszcza przy wietrze, ale w czasie biegu nie ma z tym problemu. Dobrze przylegają, materiał się nie rozciąga. Jedyna wada to dla mnie słabej jakości elementy odblaskowe na łydkach - po prostu się odklejają. Szkoda, choć rozumiem, że dla producenta nie jest łatwo coś takiego zamocować bez wszywania, a to z kolei może być uciążliwe w czasie biegu. Kieszonka z tyłu jest bardzo wygodna, etui z kluczami jest praktycznie nieodczuwalne.
Bluza Tecno Warm Tecnostretch
Podobnie jak spodnie sprawuje się dobrze, choć przy wietrze czuć temperaturę bardziej niż przez spodnie, ale to kwestia materiału i dopasowania, bluza jest luźniejsza, a spodnie obcisłe.
Czapka Tecnostretch
Próbowałem nosić ją na co dzień w zimie, ale temperatura poniżej zera jest bardzo odczuwalna. Za to w czasie biegu jest ciepło. Dobrze dopasowana, trzyma się głowy... czego chcieć więcej? Dobra na niskie temperatury (choć nie testowałem przy temperaturze poniżej 0).
Czapka odblaskowa
Fajna rzecz na chłodniejsze dni. Zakładam przy temperaturze niższej niż +15. Bardzo cienka, nie grzeje, ale kiedy wybiegam na otwartą przestrzeń i czuję zimne powietrze zawsze cieszę się że ją mam.
Komin Tecnostretch
Nie testowałem w biegu, ale w zimny dzień tak, jako alternatywę dla szalika. I nie polecam do takiego celu. Luźny (ale taki ma być, bo jak to założyć?). Nie chroni przed niską temperaturą. Na szybką rundę po sklepach może być, ale jeśli spróbować naciągnąć na usta dla ochrony to błyskawicznie nasiąka parą wodną i robi się przerażająco zimny.
Termoaktywny T-shirt Coolmax
W tym nie biegam. Używam jako zwykły T-shirt. Noszę cały rok. W lato można się spocić i szybko wysycha. W zimie też jest dobry jako podkład. Jednak najbardziej lubię go za zdolność do schnięcia. Zdarzało mi się wyjść na spacer do lasu na 4 godziny w czasie ulewy i nawet kiedy cały przemoknie nie przeszkadza w marszu. A zanim człowiek wróci do domu jest już prawie suchy ( no chyba że wciąż pada...).
Kurtka biegowa UltraLight
Moja pierwsza reakcja - CERATA. Plastikowe, zrobione z worka na śmieci i szeleści... Gdybym to zobaczył na żywo to bym nie kupił, ale przez internet to inna bajka. Założyłem i przebiegłem się i nie żałuję ani grosza. Może i szeleści, może i w dotyku jest ceratowa, ale jak to chroni przed zimnem... Do zestawu Spodnie+Bluza+Czapka odblaskowa założyłem Kurtkę i przy bodaj +4 stopniach (w niezłym deszczu) przebiegłem 12 km. Z początku bałem się, że się ugotuję, o dziwo nie ugotowałem się. Ściągacze na nadgarstkach są solidne i szczelne, nic się nie przemieszcza, nic nie przeszkadza. Myślałem, że ciuch jak ciuch - nic specjalnego, dopóki nie rozwiązało mi się sznurowadło. Kaptur trochę przeszkadzał (jedyny mankament kurtki - kaptur zasłania widok kiedy trzeba spojrzeć za siebie, ale to kwestia przyzwyczajenia), a nie chciałem żeby coś na mnie wpadło więc zdjąłem. I dopiero w tym momencie poczułem różnicę temperatur... Chroni przed wiatrem i deszczem jak należy. Ostatnio założyłem do ocieplanej czapki i przy +2-3 stopniach biegło się idealnie.
Rzecz godna uwagi: nie przypominam sobie żebym prał Spodnie i Bluzę czy Czapki. Po każdym biegu są mokre, ale wystarczy namoczyć w czystej wodzie, wycisnąć i powiesić do suszenia. Schną dość szybko, już po powieszeniu najniższe partie robią się mokre i wystarczy wycisnąć nadmiar wody. Nie sprawdzałem z zegarkiem w ręku jak długo schną, ale w porównaniu do innych materiałów bardzo szybko.
poniedziałek, 23 listopada 2015
czwartek, 16 lipca 2015
Szukam żony
Poszukuję kobiety (z urodzenia, a nie operacji zmiany płci) na stanowisko:
żona
Wymagania konieczne:
obywatelstwo polskie
wykształcenie wyższe kierunkowe
zaświadczenie o niekaralności
dyspozycyjność
Mile widziane:
prawo jazdy kat. B
znajomość języków obcych
obsługa komputera, urządzeń biurowych oraz sprzętu AGD
znajomość oprogramowania MS Office, SAP, Autodesk, Corel, Adobe
podstawy SQL, C++, JAVA
aktualna książeczka SANEPIDu
doświadczenie na podobnym stanowisku
Oferty nie należy traktować jako pracy dodatkowej.
(W chwili publikacji tego posta jestem całkowicie trzeźwy - gdyby ktoś miał wątpliwości ;) )
poniedziałek, 9 lutego 2015
Ile jest warte życie?
Nie wiem jak Twoje, ale moje około 2000 złotych.
Mniej więcej tyle miałem na koncie w banku w 2008 roku, kiedy odbywałem służbę wojskową. I tylko ta kwota powstrzymała mnie od popełnienia samobójstwa. Pomyślałem, że szkoda żeby przepadła, albo żeby rodzina miała problem z jej odzyskaniem, bo nikt nie miał upoważnienia do konta.
Gdybym mógł cofnąć czas, to bym się nie zawahał i zastrzelił przy pierwszej okazji, a tych nie brakowało.
Wtedy postanowiłem poczekać do przepustki i wykonać przelew. W czasie przepustki zalogowałem się do jednej z gier, w jakie w tamtym czasie grałem. W grze spotkałem kolegę z liceum. Od słowa do słowa, okazało się, że jego dziewczyna zrezygnowała ze studiów za granicą i zaczyna nowe w Polsce. Namawiał mnie, żebym poszedł na takie same, a nie będę miał problemów z notatkami. Poszedłem, ale ostatecznie na inną uczelnię.
Myśli o samobójstwie poszły w odstawkę. Tak, tylko w odstawkę, bo one prawdopodobnie nigdy mnie nie opuszczą.
Pojawiły się dawno, kiedy poszedłem do gimnazjum. W chwili, kiedy piszę ten post mam skończone 27 lat i wciąż są ze mną... Śmiało mogę stwierdzić, że myśli o śmierci są częścią mojego życia.
Od zawsze byłem typem samotnika, introwertyka, osobą nieśmiałą (w ujęciu fachowym - coś pomiędzy osobowością schizoidalną a unikową). Nigdy nie czułem się dobrze w towarzystwie, ale od czasu gimnazjum zacząłem odsuwać się coraz bardziej na bok. Towarzystwo na jakie skazała mnie szkoła było dość typowe - papierosy, alkohol, w późniejszym okresie seks, to wszystko co ich interesowało. A mnie nie, dlatego na lekcjach skupiałem się na nauce, a czas wolny spędzałem z dala od dymu tytoniowego.
Zawsze wydawało mi się, że jeśli skupię się na nauce to skończę jakieś studia, znajdę pracę i pomyślę o rodzinie. Nie zauważyłem tylko, że brakuje mi podstawowych umiejętności interpersonalnych, bo nie miałem ich z kim przećwiczyć. A może raczej nie chciałem...
Dziś widzę, że wszystko to guzik warte. Studia może i są przydatne, ale bardziej przydatna jest osobowość nastawiona na ludzi.
Nigdy nie byłem fighterem. Żyłem na minimum - robiłem co musiałem. Nie robiłem tego co chciałem, bo... nie chciałem niczego robić. Bez zainteresowań, bez hobby, bez przyjaciół...
Dziś tego ostatniego najbardziej mi brakuje. Kogoś z kim można porozmawiać, napisać maila, wysłać smsa...
Jedyne co trzyma mnie przy życiu to książki Martina Seligmana i Nicka Vujicica, choć coraz częściej zaczynam negować wszystko, co w nich piszą.
Może i jest prawdą stwierdzenie "Dopóki żyjesz, wszystko jest możliwe" ale powtarzanie tego jak mantry w niczym nie pomoże.
Zastanawiam się czasem, co powinienem zrobić, a czego do tej pory nie zrobiłem. Na czele listy jest prawo jazdy. Nie było mi potrzebne, więc nie widziałem powodu, by marnować pieniądze. Teraz widzę to inaczej - prędzej czy później odbiorę sobie życie, więc każde pieniądze zainwestowane w siebie to pieniądze może nie wyrzucone w błoto, ale na pewno zakopane w ziemi.
Miałem kiedyś marzenie: chciałem zachorować na jakąś ciężką postać raka. To byłoby wystarczającym powodem do samobójstwa i nikt nie dziwiłby się, nie pytał: dlaczego...? Niestety - marzenia się nie spełniają.
Marzyłem też o spotkaniu kogoś, z kim mógłbym się związać i spędzić życie. Powtórzę więc jeszcze raz - marzenia się nie spełniają. Nikt nigdy mnie nie przytulił, nie spojrzał w oczy i nie powiedział, że cokolwiek do mnie czuje, że cokolwiek dla niego znaczę... Czy jest jakakolwiek szansa, że to się zmieni? Nie.
W tej chwili szukam pracy. Poprzedniej szukałem dziewięć miesięcy, pracowałem dziesięć. Już nie mam złudzeń - chyba prędzej znajdę śmierć, niż pracę.
Mniej więcej tyle miałem na koncie w banku w 2008 roku, kiedy odbywałem służbę wojskową. I tylko ta kwota powstrzymała mnie od popełnienia samobójstwa. Pomyślałem, że szkoda żeby przepadła, albo żeby rodzina miała problem z jej odzyskaniem, bo nikt nie miał upoważnienia do konta.
Gdybym mógł cofnąć czas, to bym się nie zawahał i zastrzelił przy pierwszej okazji, a tych nie brakowało.
Wtedy postanowiłem poczekać do przepustki i wykonać przelew. W czasie przepustki zalogowałem się do jednej z gier, w jakie w tamtym czasie grałem. W grze spotkałem kolegę z liceum. Od słowa do słowa, okazało się, że jego dziewczyna zrezygnowała ze studiów za granicą i zaczyna nowe w Polsce. Namawiał mnie, żebym poszedł na takie same, a nie będę miał problemów z notatkami. Poszedłem, ale ostatecznie na inną uczelnię.
Myśli o samobójstwie poszły w odstawkę. Tak, tylko w odstawkę, bo one prawdopodobnie nigdy mnie nie opuszczą.
Pojawiły się dawno, kiedy poszedłem do gimnazjum. W chwili, kiedy piszę ten post mam skończone 27 lat i wciąż są ze mną... Śmiało mogę stwierdzić, że myśli o śmierci są częścią mojego życia.
Od zawsze byłem typem samotnika, introwertyka, osobą nieśmiałą (w ujęciu fachowym - coś pomiędzy osobowością schizoidalną a unikową). Nigdy nie czułem się dobrze w towarzystwie, ale od czasu gimnazjum zacząłem odsuwać się coraz bardziej na bok. Towarzystwo na jakie skazała mnie szkoła było dość typowe - papierosy, alkohol, w późniejszym okresie seks, to wszystko co ich interesowało. A mnie nie, dlatego na lekcjach skupiałem się na nauce, a czas wolny spędzałem z dala od dymu tytoniowego.
Zawsze wydawało mi się, że jeśli skupię się na nauce to skończę jakieś studia, znajdę pracę i pomyślę o rodzinie. Nie zauważyłem tylko, że brakuje mi podstawowych umiejętności interpersonalnych, bo nie miałem ich z kim przećwiczyć. A może raczej nie chciałem...
Dziś widzę, że wszystko to guzik warte. Studia może i są przydatne, ale bardziej przydatna jest osobowość nastawiona na ludzi.
Nigdy nie byłem fighterem. Żyłem na minimum - robiłem co musiałem. Nie robiłem tego co chciałem, bo... nie chciałem niczego robić. Bez zainteresowań, bez hobby, bez przyjaciół...
Dziś tego ostatniego najbardziej mi brakuje. Kogoś z kim można porozmawiać, napisać maila, wysłać smsa...
Jedyne co trzyma mnie przy życiu to książki Martina Seligmana i Nicka Vujicica, choć coraz częściej zaczynam negować wszystko, co w nich piszą.
Może i jest prawdą stwierdzenie "Dopóki żyjesz, wszystko jest możliwe" ale powtarzanie tego jak mantry w niczym nie pomoże.
Zastanawiam się czasem, co powinienem zrobić, a czego do tej pory nie zrobiłem. Na czele listy jest prawo jazdy. Nie było mi potrzebne, więc nie widziałem powodu, by marnować pieniądze. Teraz widzę to inaczej - prędzej czy później odbiorę sobie życie, więc każde pieniądze zainwestowane w siebie to pieniądze może nie wyrzucone w błoto, ale na pewno zakopane w ziemi.
Miałem kiedyś marzenie: chciałem zachorować na jakąś ciężką postać raka. To byłoby wystarczającym powodem do samobójstwa i nikt nie dziwiłby się, nie pytał: dlaczego...? Niestety - marzenia się nie spełniają.
Marzyłem też o spotkaniu kogoś, z kim mógłbym się związać i spędzić życie. Powtórzę więc jeszcze raz - marzenia się nie spełniają. Nikt nigdy mnie nie przytulił, nie spojrzał w oczy i nie powiedział, że cokolwiek do mnie czuje, że cokolwiek dla niego znaczę... Czy jest jakakolwiek szansa, że to się zmieni? Nie.
W tej chwili szukam pracy. Poprzedniej szukałem dziewięć miesięcy, pracowałem dziesięć. Już nie mam złudzeń - chyba prędzej znajdę śmierć, niż pracę.
Subskrybuj:
Posty (Atom)