niedziela, 7 sierpnia 2016

Dysgrafia jako skutek lęku / wstydu / nieśmiałości?

Kiedy zaczynałem swą edukacyjną przygodę moje pismo było całkiem ładne i czytelne. Gdy po latach wygrzebałem gdzieś stare zeszyty, zrobiło mi się przykro, kiedy zobaczyłem tę różnicę...

Od dawna tłumaczyłem sobie, że jakość mojego pisma spadała wraz ze wzrostem tempa pisania. Pod tym względem zawsze byłem z siebie dumny - kiedy w szkole ktoś coś dyktował zwykle byłem jedynym, któremu nie trzeba było niczego powtarzać, zawsze zdążyłem zanotować od razu.

Niedawno jednak przypomniałem sobie, że nigdy nie lubiłem, gdy nauczyciele zaglądali mi przez ramię, jak to zwykle mają zwyczaj czynić. Zawsze bałem się, że jeśli coś źle zapisałem lub obliczyłem nauczyciel to wychwyci i będzie wstyd na całą klasę. Ten fakt uświadomił mi, że moje brzydkie pismo wcale nie musi być efektem dużego tempa pisania, a raczej sposobem na minimalizację niepożądanych następstw sytuacji, gdy ktoś moje pismo odczyta... poprzez minimalizację skutecznych prób odczytania mojego pisma.

Jednocześnie zaznaczam, że nigdy nie konsultowałem się ze specjalistą, więc nie wiem czy moje pismo kwalifikuje się pod dysgrafię, wiem natomiast, że czasami nawet ja mam problem z jego odczytaniem.