czwartek, 31 stycznia 2013

Parasol firmy Doppler

Nie miałem zamiaru opisywać parasola, ale dzisiejsze zdarzenie mnie całkowicie zaskoczyło.
Od kilku lat jestem szczęśliwym posiadaczem małego, męskiego, składanego parasola marki Doppler (modelu niestety nie jestem w stanie określić). Niby zwyczajna rzecz, choć kosztował ok 80zł co w porównaniu z typowymi parasolami za ~20zł jest różnicą.

Od samego początku przypadł mi do gustu, dobrze wykonany, półautomatyczny (czasza składana przyciskiem, resztę trzeba złożyć ręcznie), wykonany z metalu, na mechanizmach zaopatrzonych w sprężynki.

Jednak nastał ten dzień, kiedy już myślałem, że parasol zakończy swój żywot. Zwykle nie używam parasola przy silnym wietrze, ale dziś jakoś tak nie wydawał się zbyt silny, a deszczyk padał...
Okazało się jednak, że kilka razy mocniej dmuchnęło i kiedy przyszło go złożyć i wsiąść do autobusu automat nie zamknął czaszy i musiałem całość na szybko poskładać ręką. Warto wspomnieć, że parasol dzięki zastosowaniu sprężyn jest dość elastyczny - pod naporem wiatru "składa się" (ciężko mi tu znaleźć właściwe słowo...), dzięki czemu naprężenia nie łamią elementów, a jak tylko wiatr ustąpi natychmiast wraca do pierwotnego kształtu. Przyznam szczerze, nigdy wcześniej nie widziałem podobnego parasola.

Cieszę się, że nie przyszło mi do głowy wyrzucić go do pierwszego lepszego kosza, bo po powrocie do domu okazało się, że rozłożył się normalnie. Wprawdzie wygięło się kilka metalowych elementów, ale nie było problemu z ich wyprostowaniem i teraz parasol działa jak gdyby nigdy nic...

Firma (chyba belgijska) jednak nie produkuje badziewia i to mnie cieszy. Lubię to poczucie dobrze wydanych pieniędzy, kiedy stoję sobie spokojnie pod parasolem, a wszystkie inne dokoła byle podmuch wiatru wygina i łamie... Szkoda tylko, że niełatwo je spotkać w sklepach. Kupiłem ojcu model London, o bardzo fajnym wyglądzie i wyposażonym w aż 16 prętów (gdzie zwykle te duże parasole mają tylko 8). Również bardzo solidna konstrukcja, a pod czaszą spokojnie zmieści się cała czteroosobowa rodzina ;)

Jak już na wstępie pisałem, nie było moim zamiarem opisywać parasol. Ale zaskoczył mnie tak pozytywnie, że doszedłem do wniosku, że jeśli ktoś kiedyś będzie się zastanawiał czy warto wydać pieniądze na parasol Doppler być może trafi na ten post i być może będzie mu pomocny przy podjęciu decyzji.

środa, 30 stycznia 2013

Wyciek z lodówki LG

Od kilku lat mam lodówkę LG GR262SQ z systemem No Frost (wersja "pojedyncza", nie Side by Side, bo z tego co zauważyłem LG ma dwie z takim oznaczeniem). Całkiem przyjemna w obsłudze, nigdy nie było z nią problemów, nie przypominam sobie też potrzeby rozmrażania (jedynie przy okazji umycia raz na jakiś czas, ale to już kwestia higieny).
Niedawno pojawił się jednak problem - cieknąca woda. Na początku myśl, że coś się wylało, ale jednak nie... Woda ciekła po tylnej ściance aż na dół, pod kosz na warzywa, czy jak się on zwie. Żeby sprawdzić skąd to płynie musiałem wymontować cały panel środkowy (dobrze, że tylko dwie śruby i bardzo łatwy demontaż). Okazało się, że płynie z samej góry, czyli podstawy zamrażalnika.
Zacząłem przeszukiwać internet pod kątem problemu i najbardziej prawdopodobne było zatkanie przewodu odprowadzającego wodę do parownika umieszczonego z tyłu lodówki. Tyle, że ten przewód odprowadzający wodę podobno jest umieszczony gdzieś wewnątrz i nisko. Nawet instrukcja obsługi nie pomogła, bo nie zawierała żadnych konkretnych informacji.

Problem rozwiązałem opróżniając lodówkę i całkowicie ją rozmrażając. Przy okazji okazało się, że mam pod ręką dość długi sztywny, ale elastyczny wężyk. Pasował idealnie do rurki prowadzącej wodę do parownika, więc go wepchnąłem do oporu od strony parownika (po długości sądzę, że dotarł aż pod zamrażalnik) po czym używając płuc własnych zacząłem naprzemiennie dmuchać i zasysać ;) Po jakimś czasie zassałem trochę czarnej wody i jakiś brud, kurz czy inne podobne ustrojstwo. Woda już nie cieknie, więc problem zniknął i nie zanosi się by miał powrócić.

Prawdopodobne przyczyny problemu: święta :) Z okazji świąt robiłem ciasto i musiałem część schłodzić. Jak na złość za oknem tylko lekki mróz, więc musiałem się posiłkować zamrażalnikiem. Ustawiłem więc maksymalne mrożenie. Do tego doszła spora ilość mięsa i ryby, które zmagazynowane na świeżo z pewną ilością wody spowodowały, że woda nie miała dokąd uciec. I tak oto zamrażalnik lodówki No Frost zaszronił się całkiem... I właśnie ta woda z tą temperaturą musiały spowodować, że ujście przewodu prowadzącego wodę do parownika prawdopodobnie zamarzło i woda znalazła sobie inne ujście.

Wnioski? Nigdy nie zamrażaj mokrego mięsa. Nigdy nie ustawiaj maksymalnego mrożenia, jeśli masz zamiar o tym później zapomnieć ;)

Dodano: Po 10 dniach spokoju woda znów się pojawiła, ale tym razem z przodu (poniżej zamrażalnika są otwory, przez które wyciekła na drzwi). Wygrałem bitwę, ale wojny chyba jeszcze nie... (choć zastanawia mnie faktyczny powód wycieku, ostatnio regulowałem poziom lodówki i trochę nią pobujałem).

Przeprowadziłem już drugą operację interwencyjną. Tym razem wyjąłem wewnętrzną, tylną osłonę zamrażalnika i poprzez otwory zauważałem na dole sporo lodu. Przy pomocy suszarki ogrzewałem kilka minut (niestety woda zamiast spłynąć do parownika spłynęła do lodówki...) i zauważyłem ukrytą pod lodem rurkę, która prawdopodobnie ma za zadanie nie dopuścić by woda tam zamarzała. To że ta rurka zamarzła nie wróży dobrze... Ponadto okazuje się, że izolacja termiczna zamrażalnika składa się prócz styropianu z kawałków nieco grubszej folii aluminiowej (lub materiału, który tak po prostu wygląda). Szczególnie jeden kawałek przypadł mi do gustu, bo latał luźno jakby nie był nigdy w żaden sposób przymocowany. Mam nadzieje, że nie stanowi to problemu i woda nie będzie tam przeciekała.
Zastanawiałem się też nad zdjęciem tylnej obudowy lodówki, ale wychodzi na to, że LG robi jednorazówki, rozbieralne jedynie w serwisie (a już na pewno nie w domu), bo wygląda to tak, jakby najpierw trzeba było zdjąć całą obudowę (wykonane z jednego kawałka blachy boki i "dach") by móc dobrać się do tyłu... Sama tylna obudowa wygląda natomiast jakby po zamontowaniu została za nią wstrzyknięta pianka izolacyjna co zapewne uniemożliwia jej demontaż.

Dziś (19.04) podjąłem ostateczną próbę zwalczenia problemu. Przez ostatnie dni lało się bardzo często i już zaczynało to być męczące.
Lodówkę rozmrożono w ciągu nocy. Wymontowałem tylną ścianę zamrażalnika.
(w sieci znalazłem instrukcję serwisową tego modelu i podobno można jeszcze wymontować kolejną ściankę tylną, za którą znajduje się ożebrowanie z płynem chłodzącym czy jakoś tak. Chciałem to zrobić, ale nie jestem zwolennikiem siły i wolałem niczego nie połamać).
Okazało się, że mimo rozmrażania przez otwory z tyłu na spodzie zamrażalnika widać stojącą wodę i lód (czego się akurat spodziewałem). Nie miałem innego pomysłu jak tylko złapać za wąż i odessać tę wodę. Sporo tego było, ale po usunięciu tej zimnej wody i wdmuchnięciu ciepłego powietrza lód szybko stopniał. Okazało się także, że jest tam zagłębienie, do którego jest podłączony wąż drenażowy (ten wychodzący z tyłu, na spodzie lodówki). On też był zamarznięty, ale też po chwili ogrzewania lód puścił. Dla pewności napełniłem wąż wodą z kranu i wdmuchnąłem wprost do drenażu. Od razu spłynęła do pojemnika z tyłu lodówki, razem ze sporą ilością brudu i kurzu (a skąd on tam? nie mam pojęcia...). W sumie, dla pewności przepłukałem dren jeszcze kilka razy, w tym raz gorącą wodą i lodówkę złożyłem. Teraz czekam na efekty.

Po tygodniu od ostatniej "bitwy" nie pojawił się żaden wyciek, więc prawdopodobnie wszystko jest już w porządku. Tyle problemów, a wystarczyło rozmrozić No Frost'a...

Po ponad miesiącu nie cieknie nic. Lodówka działa jak należy.
Wniosek ostateczny: cieknie lodówka? Najpierw porządnie ją rozmroź, a jeśli nie pomoże to dopiero szukaj innych przyczyn.