wtorek, 20 listopada 2012

Poduszki ortopedyczne Sissel Classic i Sissel Soft Plus

czyli o co tu chodzi?

[Uwaga, w pierwszej części postu ze zrozumiałych powodów tryskałem radośnie jadem, ale treść merytoryczna dotycząca poduszek tez gdzieś tu jest, szukaj na dole posta]

Postanowiłem kupić poduszeczkę szwedzkiej firmy Sissel. Trafiłem kiedyś na jej stronę i kształt poduszek mnie zaciekawił. Po długim okresie namyśleń (bo cena skłania do zastanowienia) postanowiłem jednak nabyć.

Jak już postanowiłem to i kupiłem (Classic i Soft). Czy wam tez się wydaje, że najlepiej (najbezpieczniej) kupować od producenta? Wszedłem więc na stronę producenta (sissel.com) i stamtąd przekierowałem się na polską (sissel.pl). Zarejestrowałem się, zamówiłem, zapłaciłem (w mailu przyszły dane do przelewu) i czekam do dziś, czyli już prawie tydzień.

Na początku myślałem, że przelew trochę idzie, więc nie będzie szybko załatwione. Ale nie wiem kompletnie nic. Jak w sklepie zamówienie oznaczono jako "Nowy", tak jest "Nowy" aż do dziś. Zacząłem szukać głębiej i doszukałem się jeszcze jednej strony-sklepu Sissel. Tym razem sissel.com.pl. Nieco się zdziwiłem, tym bardziej, że za każdą z nich stoi firma Nord Medical z Łomianek pod Warszawą. Wszystkie dane kontaktowe są identyczne, łącznie z numerem konta bankowego. Znalazłem też trzeci sklep - e-poduszki.pl. I sytuacja wygląda dokładnie tak samo. Sam już nie wiem co myśleć, czy to przedsiębiorcza firma, która założyła trzy różne sklepy? Czy działały jeden po drugim, tylko nikt nie usunął starych domen? Czy może to zwyczajni oszuści? Rozumiałbym, gdyby był jeden sklep na kilku domenach, ale to są trzy różne sklepy...

Na razie próbuję skontaktować się drogą mailową, by zasięgnąć informacji - na tym etapie mam nadzieję na realizację zamówienia, choć już nachodzą mnie myśli o straconych pieniądzach, ewentualnie długa o nie walka.


Jak widać cały dzień to za mało by odebrać pocztę i odpisać. Cóż, jestem cierpliwy. Na razie wysłałem dodatkowego maila do producenta. Jeśli przedstawiciel na Polskę nie funkcjonuje jak należy to może trzeba go wymienić na lepszy model? Chyba, że Szwedzi też maili nie czytają, może to taka kultura firmy...


Jednak ktoś tam żyje. Dostałem wiadomość, że czekają na jeden z zamówionych produktów. Ciekawe jak długo wyjdzie, ponoć ze dwa tygodnie.


Otrzymałem informację, że dostawa przyszła, ale nie do końca taka jak trzeba i brakuje jednego z zamówionych przeze mnie produktów... Zaproponowano mi inny i teraz czekam na kuriera.


W końcu, po miesiącu i 4 dniach od złożenia zamówienia przyjechał kurier (o 20:25, zdążył w sam raz) i dostałem poduszeczki. Ze względu na problemy z dostawą nie dostałem zamówionej poduszki Sissel Soft, tylko zamiennie Sissel Soft Plus (droższy model). Okazało się, że moja reakcja była lekko wyolbrzymiona, choć wciąż mam mieszane uczucia co do działalności firmy Nord Medical. Nie byłoby tego zamieszania, gdyby sklep zawierał aktualne dane i przede wszystkim informował o opóźnieniach.


[i tu zaczyna się właśnie treść merytoryczna ;) ]

Pierwsze wrażenia: Sissel Classic w dotyku (ściskanie) jak zwykła gąbka tapczanowa, Soft o dziwo twardsza, choć efekt trzymania kształtu, przez jakiś czas, jest obecny. Nie wiem z czego konkretnie są zrobione, bo sama pianka jest obszyta grubszym materiałem i obłożona przyjemną w dotyku poszewką. Całość robi pozytywne wrażenie. Pierwsza noc przebiegła całkiem zwyczajnie (używam Classic). Spodziewałem się cudów i kręcenia na boki, ale nic z tego. Kształt poduszki dobrze utrzymuje głowę w miejscu. Wygodna zarówno w pozycji na wznak jak i na boku. Jest sprężysta, więc nie ma opcji "utonięcia" w poduszce (co czasami się zdarza przy dużych poduszkach, wypełnienie ucieka na boki, a Ty zostajesz na dwóch warstwach wsypy i poszewki...). Generalnie spało mi się dobrze (a nieczęsto tak miewam) i obudziła mnie dopiero Nokia... Z tego co wiem, użytkownik drugiej poduszki również był zadowolony, co będzie dalej? Zobaczymy.


Po kilku dniach jestem bardzo zadowolony. Do tej pory uważałem, że mam jakieś większe problemy ze snem, bo potrafiłem położyć się o 23 i spoglądać która godzina jeszcze po północy, zanim zasnąłem. Teraz okazuje się, że to wszystko przez poduszkę. Na nowej jeszcze mi się nie zdarzyło tak długo zasypiać. W nocy też się nie budzę, chyba, że mnie jakiś hałas zbudzi...


Po (ile to już... 3  miesiące?) dłuższym czasie wciąż jestem bardzo zadowolony z poduszek. Nie stwierdziłem żadnego odkształcenia pianki, śpi się dobrze, czego chcieć więcej?


Ostatnio naszło mnie pytanie: dlaczego to są poduszki "ortopedyczne"? Problemów natury ortopedycznej u siebie nie stwierdzam, kupiłem w ciemno tylko dla kształtu i jakości (poduszka jak kobieta - bezkształtna nie ma wzięcia...) i uważam, że są świetne. Czy poduszka jest ortopedyczna tylko dlatego, że utrzymuje kształt kręgosłupa? Może, ale to oznacza, że większość populacji to bidulki z nadwyrężonymi plecami, bo nie śpią na super hiper poduszkach ortopedycznych ;)


Jakieś 7 miesięcy użytkowania i dalej jestem zadowolony. Nie zauważyłem żadnych oznak zużycia, wciąż są tak samo sprężyste, nie ma żadnych trwałych wgnieceń, a mimo tego, że sezon dość gorący, nie zauważyłem przegrzewania głowy.

niedziela, 12 sierpnia 2012

Patelnie ceramiczne Gerlach Harmony

[Zapewne trafiłeś/aś tu, szukając odpowiedzi na pytanie czy warto kupić patelnie ceramiczne Gerlacha? Moim zdaniem - warto. Teraz możesz przeczytać resztę posta, albo od razu uznać go za reklamę i wyjść - twoja wola.]

Podchodziłem to tych zabawek z lekką ekscytacją i niepewnością zarazem, bo nie natrafiłem w sieci na rzetelne opinie na ich temat, a to trochę ryzykowne inwestować w "nowinki techniczne". Informacje (choć nie podawane przez Gerlach), iż można na patelniach ceramicznych smażyć bez tłuszczu są pozytywne i zachęcające. Po przetestowaniu patelni myślę, że to lekka ściema - smażenie bez tłuszczu jest możliwe, ale nie wydaje mi się by było najlepszym sposobem przyrządzania potraw (ale to tylko moja subiektywna opinia).

Na wstępie warto wspomnieć, że kupiłem trzy sztuki (20 cm, 24 cm i rondelek). Niestety, z niewiadomych mi powodów sklep Gerlach.pl postanowił mnie olać... A to dlatego, że zamawiałem patelnię 28 zamiast 24. Przysłali 24 cm, ale zapłaciłem za 28 cm, więc 20 zł więcej. Chciałem ich poinformować o pomyłce, ale klienta ma się w d****, bo nawet maila nie raczą podać, tylko jakiś śmieszny formularz kontaktowy, co do którego nie ma pewności czy działa czy nie... No i dlaczego gdzieś na opakowaniu widziałem napis "importer: Gerlach", ale "made in Poland" to już nie? (dodano: ostatnio przypadkiem natknąłem się na to opakowanie i "importer" dotyczył noży, które kupiłem razem z patelniami, a nie patelni, więc zwracam honor) Ale dość już jadu :)

Jakoś wcześniej mi umknęło i nie napisałem, że użytkowane na kuchence gazowej. Drobiazg, ale dla niektórych może mieć znaczenie - jeśli widzę, że coś jest przystosowane do np indukcji to od razu zaczynam szukać czy do gazu też (i zwykle takiej informacji nie ma, więc już sam nie wiem czy można, czy nie można na gazie... Niedbalstwo producentów i dystrybutorów, bo ktoś kupi do tej nieszczęsnej indukcji garnek nie przystosowany do niej i jak się coś uszkodzi, to człowiek nie bierze pod uwagę, że zepsuł, tylko, że kupił badziewie i potem już producenta omija).

Patelnie rzeczywiście nie przywierają. Tylko raz próbowałem smażyć bez tłuszczu. Padło na posiekaną cebulę i faktycznie, jak stać i mieszać to obejdzie się bez tłuszczu, choć po dłuższym smażeniu cebula lekko podeschła i zdążyła się zezłocić (czy też raczej zbrązowieć...), a mimo to wciąż była nieco twarda (podejrzewam, że gotowanie ziemniaków bez wody dałoby podobny efekt). A to, co zostało powyżej linii mieszania, nawet mocno się "zezłociło". Tak więc historyjki o beztłuszczowym można między bajki włożyć. Do plusów można natomiast zaliczyć odporność na przywieranie już przy odrobinie tłuszczu. Ta sama siekana cebula na takiej właśnie odrobinie tłuszczu (i wody dla zmiękczenia) wyszła idealnie, a tylko raz ją przemieszałem, coby przyprawy rozprowadzić...

Bardzo łatwo je czyścić - wystarczy przeciągnąć gąbką z płynem i już (choć jeśli się coś przyczepi i wygląda złowrogo to dla zasady warto zalać wodą i odmoczyć). W rondlu nawet mleko gotowałem i również bardzo szybko i sprawnie się doczyścił.

Bardzo lubię je myć - w płynie do naczyń są idealnie śliskie (w przyjemnym tego słowa znaczeniu), natomiast po opłukaniu wodą ma się wrażenie, że powierzchnia jest z jakiejś gumy...

Zastanawia mnie też, czy jest jakaś różnica pomiędzy tymi patelniami (kosztują minimum 100 zł/sztuka), a tańszymi (ponoć nawet 40 zł). Osobiście innych nie oglądałem w sklepach, ale słyszałem, że tanie patelnie nie mają gładkich powierzchni...

Po ostatnim smażeniu naleśników biała powłoka w kilku miejscach zabarwiła się na żółto. Trochę szkoda, choć tragedii nie ma. Swoją drogą, widywałem już patelnie do naleśników z powierzchnią ceramiczną i wszędzie zachwalali, że bardzo śliskie i bez tłuszczu smażyć można. Może i można, ale w moim przypadku naleśniki trzymały się mocno i bez podważenia nie chciały puścić patelni (oczywiście po tym zabiegu to już latały jak głupie).

Patelnie przeżyły też smażenie kotletów, jaj, podgrzewanie i odgrzewanie wszystkiego co można podgrzać i odgrzać i sprawują się znakomicie. Tego zakupu nie żałuję i zapewne nie będę żałował.

Patrząc na kryteria wyszukiwania, po których czytelnicy odnajdują ten post zauważyłem, że pojawia się określenie "lekka patelnia". Sprawdziłem i takie znów lekkie one nie są. Porównałem najmniejszą, bo mam akurat teflonową patelnię Zelmera w tym rozmiarze i wyszło, że ceramiczna jest cięższa (już teraz nie pamiętam dokładnie, ale było ze 200g więcej). Czy robi to jakaś różnicę? Dla mnie nie. Gdybym nie przeczytał to nigdy bym nie wpadł na to, że jest cięższa, bo w trakcie użytkowania nie zauważyłem różnicy. Sama różnica w wadze wynika zapewne z technologii. Powłoki teflonowe są cieniutkie i natryskiwane, a ceramika kojarzy mi się raczej z czymś cięższym i oblewanym (może też natryskują, ale jakoś tego nie widzę oczyma wyobraźni). Kto ogląda programy typu "Jak to jest zrobione" na Discovery pewnie nie raz widział jak powlekają naczynia ceramiczne czymś co ma wytworzyć szkliwo. Zakładam, że tak robią te patelnie.

Udało mi się ostatnio przypalić dużą patelnię. Odgrzewałem gołąbki, woda wyparowała i troszkę się przypaliło... Na szczęście dało się zjeść i nikt nie zginął (bo same gołąbki nie ucierpiały, w sumie nie wiem co tam się przypaliło... może sok kapusty). Patelnia zalana wodą bez problemu się doczyściła, choć nie ma co ukrywać, że zostały przebarwienia. A że w życiu przypaliłem już niejeden garnek, spokojnie mogę stwierdzić, że spośród wszystkich ta patelnia doczyściła się najszybciej.

Dla zainteresowanych zdjęcia z okolicy obiadu. Przed myciem:
 i po myciu:
Patelnia jeszcze mokra, więc nie wszystko to brud, część to krople wody ;) natomiast jeśli się przyjrzeć brzegowi patelni, u góry zdjęcia, widać żółte przebarwienie.

Dla miłośników kuchennych horrorów jeszcze jedna sweet focia:
Oj, działo się w kuchni :)

Niedawno porządnie przypaliłem cebulkę w rondlu... Już myślałem, że nie przeżyje takiego szorowania... Gdyby to była patelnia teflonowa, to już by nie była taka teflonowa :) a ta cholera nic... żadnej ryski czy kreseczki na powłoce (oczywiście druciak był plastikowy).

Ostatnio miło się zaskoczyłem. Zajrzałem do lokalnego Media Marktu i trafiłem na produkty Gerlacha (widziałem noże i patelnie, bardziej się nie rozglądałem). Cieszy, że ceny były dokładnie takie jak na stronie producenta. Duży pozytyw za to dla Gerlacha, bo do tej pory trafiałem na informacje, że można je kupić tylko w rzadkich sklepach, specjalizujących się w wyposażeniu kuchni, itp.
Przy okazji, ciekawe co się takiego stało, że Gerlach postanowił pokryć patelnie z zewnątrz farbą (bardzo fajny kolor, ale ze względu na znających kolory czytelników nie będę się wysilał w jego nazywanie)?

Po ponad roku użytkowania mogę stwierdzić, że już nie jest tak kolorowo jak na początku. Powłoka zrobiła się bardziej matowa i już się do niej przyczepia, co tylko może. Nie bez znaczenia jest jednak, że największa patelnia była przez ten czas bardzo intensywnie użytkowana, co prędzej czy później odbije się na każdym produkcie, a mniejsze wciąż sprawują się idealnie. Zastanawia mnie czy przypadkiem to właśnie dłuższe smażenie (kotletów czy innego mięsa) nie jest głównym winowajcą. Mniejsze nie były w taki sposób wykorzystywane.

środa, 18 lipca 2012

LG 42LS570S

Telewizor jak telewizor. A moja "recenzja" amatorska, ale wiem ile problemów nastręcza kupno sprzętu i dlatego uważam, że czasem można coś napisać, żeby innym przekazać informacje o produkcie.
Po przejrzeniu kilku opinii w sieci (w tym jedna szczególnie nachalna - wszędobylska i bardzo negatywna) miałem wątpliwości, ale rzut oka w sklepie przekonał mnie do kupna.

[Post pisany dość świeżo po zakupie, nie opisuje zmian wnoszonych przez kolejne aktualizacje.]

Pierwsze wrażenia pozytywne - nic się nie tnie, nie wiesza (jeden kanał zachowywał się dziwnie, ale pogoda nieciekawa, a i satelita nie ustawiony tak, by łapał 100% sygnału, więc przy kiepskiej pogodzie potrafi gubić sygnał). Obraz dobry, tak HD jak i SD (w SD lekko rozciągnięty do boków, co przy niektórych programach wygląda nieciekawie - oczywiście reklamy jak zawsze idealnie). Podłączony do tunera HD 5000 Cyfrowego Polsatu.

Menu przejrzyste, rozbudowane, dużo opcji regulujących dźwięk. Sam dźwięk potrafi się regulować automatycznie, więc czasami na reklamach jakby cichnie, a czasem jakby robi się głośniej (ale to efekt jednej z opcji, wystarczy wyłączyć i jest w porządku).
Podłączenie laptopa (1920*1080) do HDMI przy proporcji 16:9 daje lekko ucięte krawędzie (nie było widać części paska zadań i boków). Przy innym ustawieniu (a jest ich chyba 6) nie ma tego problemu.
Obraz przy przeglądaniu zdjęć nieco lepszy niż na laptopie (pozostaje kwestia ustawień obrazu, kolory, nasycenia..., ale nic co można by uznać za defekt).
Plik 1920*1080 WMV płynny, plik 1280*720 MKV miał chwilami jakby mniejszą płynność.
Lepiej wyglądają filmy i zdjęcia niż choćby gry - zbyt ciemne moim zdaniem (zapewne trzeba by ustawić odpowiednio parametry obrazu i zapisać jako jeden z trybów własnych, bo ciągłe przełączanie pomiędzy opcjami dla telewizji i gier byłoby męczące).
Tekst z plików pdf czy przeglądarki wygląda bardzo dobrze, ale w tylko jednym trybie ekranu, przy innych jest albo zbyt ciemne tło (kolor w kierunku kawy z mlekiem...) albo wokół tekstu pojawia się obwódka (coś jak w plikach jpeg).

Dzień po zakupie aktualizacja firmware przez pendrive (nigdy nie należy ufać automatowi pobierającemu plik z internetu - coś nie wyjdzie i zostaje serwis, a w przypadku pendrive'a ryzyko minimalizuje się do wystąpienia awarii zasilania). Zajęła ze 3 minuty, nic nie wybuchło, a telewizor wciąż działa. Od tego czasu aktualizowałem jeszcze przynajmniej szesnaście razy i nie było z tym żadnych problemów, choć trwa to coraz dłużej (ostatnio około 5 minut). Aktualny firmware: 04.62.10.

Trochę nieporęczne jest umiejscowienie gniazd z tyłu obudowy. Niewygodne jest położenie wejść HDMI - trzeba kabel złamać, żeby nie wystawał zza obudowy.  O ile pendrive'ów o dziwnych kształtów raczej nie posiadam (a przecież i takie są do kupienia), o tyle gniazdo antenowe sprawia problemy, bo rozdzielam sygnał na dwa odbiorniki i akurat do LG przyszło podłączyć rozgałęźnik, czego zrobić się nie da (wtyczka rozgałęźnika jest za gruba i nie wejdzie do gniazda; wtyczka musi być ułożona równolegle do tylnej ściany). Na szczęście w sklepie udało mi się dostać kabel z odpowiednim wtykiem i już wszystko się mieści. A tak to wszystko wygląda:

Na poniższym zdjęciu nie widać tego wyraźnie, ale odległość wtyczki od tylnej ściany to ok 1 mm.

Jakości wbudowanego tunera DVB-T zadowalająca. Po podłączeniu anteny dość szybko znalazł kanały. Edycja kanałów/ich numerów etc z poziomu pilota bezproblemowa. Ręcznego strojenia nie testowałem, bo automatyczne działa jak należy.

Sprawdziłem jakość odtwarzania filmu z pendrive'a (Kingston DataTraveler G3 4GB, więc nie żaden demon szybkości) i jest zadowalająca (jeden 1280*720, drugi zwykły, bez wysokiej rozdzielczości, z napisami w pliku txt, wszystko odtwarzane dobrze, bez cięcia, napisy w porządku, polska czcionka też, jakość obrazu pliku bez HD w porządku, żadnych rozciągnięć czy zniekształceń).

Podobnie przeglądanie zdjęć wprost w pendrive'a. Nie zauważyłem tylko opcji automatycznego przejścia, a przydałoby się, bo pilot nieskończonego przeskakiwania może nie przeżyć...

Dziwna rzecz z obsługą teletekstu: przy sygnale ze zwykłej anteny obsługuje, przy kanałach z dekodera już nie (komunikat: Funkcja tymczasowo niedostępna).

Postanowiłem w końcu sprawdzić możliwości SMARTowe. Podłączenie kablem UTP do routera przebiegło szybko i sprawnie po podaniu parametrów (nie korzystałem z opcji automatycznej konfiguracji, bo lubię mieć porządek w routerze).
Pierwsze wrażenia raczej negatywne, ale test był bardzo krótki. Sprawdziłem opcję telewizji hybrydowej (HBBTV) i z dekoderem Polsatu nie działa, przy zwykłej antenie na kanale TVP1 (tylko tam testowałem) pojawiła się kropka informująca, że HBB działa. Dostępne były tylko opcje wiadomości i Pogoda, niestety nie dla mojego miasta (za to ogromny minus - ale dla TVP oczywiście, nie dla telewizora... jest ośrodek telewizyjny, a żadnych informacji lokalnych). Natomiast szybkie spojrzenie na informacje ukazało newsy, o których informowały na bieżąco wszystkie stacje informacyjne.
W dalszej kolejności uruchomiłem aplikację YouTube i tu kolejne rozczarowanie - człowiek przyzwyczajony jest do głównej strony YT i nagle dostaje ciemny ekran z kilkoma opcjami (najgorsze wg mnie proponowane filmy, było tylko kilka kategorii, a dalej już tylko przewijana lista filmów). Nieco lepiej wygląda wyszukiwarka, choć skakanie z literki na literkę przy użyciu pilota to raczej męka... Na deser, jak już wybrałem jakiś film wyskoczył komunikat, że nie jest dostępny czy jakoś tak... A kiedy w końcu odpaliłem inny film tracił płynność a przewijanie to już totalna porażka. Podobnie zresztą w serwisie ipla - włączyć serial dało radę, zatrzymać też, ale przewijanie kompletnie nie ma sensu.
Zajrzałem jeszcze na Allegro i tu kolejna masakra: lista kategorii nawet znośna, ale po wybraniu konkretnej wyskakuje lista ofert, przewijana poziomo, przy czym na ekranie mieszczą się trzy pozycje.
Na koniec próbowałem przetestować przeglądarkę internetową, ale mimo, iż przyciski na pilocie są a la telefon komórkowy nie udało mi się wykrzesać ani jednej litery; same cyfry wchodzą na pasku adresu. Nie wiem, czy to jest obsługiwane pilotem Magic, czy też nie wprowadzono jeszcze odpowiedniej opcji. Natomiast przy następnym użyciu podłączyłem do USB mysz i okazuje się, że jest tam klawiatura ekranowa. Jakimś dziwnym zrządzeniem losu poprzednio się nie uruchomiła, albo po prostu zbyt krótko czekałem, bo jej włączenie, od chwili kliknięcia w pasek adresu (tak kursorem myszy, jak i pilotem), zajmuje troszkę czasu.Tak więc udało mi się w końcu skorzystać z przeglądarki. Pierwsze wrażenie: YT lepszy w przeglądarce niż we wbudowanym programie. Reaguje trochę zbyt wolno na mysz (po najechaniu na link potrafi chwilę "myśleć" zanim będzie go można użyć).
Pewnie nigdy żaden telewizor nie usatysfakcjonuje mnie pod kątem dostępu do internetu, ale w końcu od tego jest komputer...
Ostatnio przy sprzątaniu zauważyłem, że nad panelem z przyciskami sterującymi częściowo odkleiła się listwa ozdobna (kilkanaście centymetrów), co dziwne nie sam narożnik, ale kilka centymetrów w kierunku środka telewizora. Z daleka nie widać, mam nadzieję że nie odpadnie cała ;)

[temat otwarty, jeśli coś przyjdzie mi do głowy zostanie dopisane]

W czerwcu 2020 pojawiły się problemy z jednym z podzespołów - obraz znikał (przy działającym dźwięku). Co dziwne, kiedy telewizor się włączał pojawiało się logo LG. Czasami po kilkukrotnym wyłączeniu obraz się pojawiał, ale z uwagi na fakt, iż nie dotyczyło to tylko jednego wejścia sygnału został zutylizowany. Był użytkowany przez 8 lat, co osobiście uważam za dobry wynik.

czwartek, 12 kwietnia 2012

Elektroniczne doładowanie...

...czyli: mBank + T-Mobile = kłopoty?
Postanowiłem doładować telefon. Globalizacja i inne przyjemności wchodzą w krew, więc dlaczego by nie wykorzystać do tego celu eKonta? I tu zonk: SMS od operatora, Twoje konto NIE zostało uzupełnione. Skontaktuj się w operatorem... Szybki telefon na BOK i reklamacja zgłoszona. Dzień później kolejna informacja - sieć nie stwierdziła błędów u siebie, reklamuj w punkcie zakupu doładowania... Szybki (9 minut z przerwami; jak dobrze, że ciszy, a nie durnej muzyczki...) telefon na mLinię i kolejna reklamacja zgłoszona. Ponoć 100% pewności na zwrot pieniędzy. Mam nadzieję, bo lubię ten bank ;)

dodano: wystarczyły dwa dni robocze i pieniądze wróciły na konto. A na drugi dzień po feralnej transakcji ponowiłem próbę doładowania i obyło się bez żadnych problemów. Cóż, jak widać zwyczajna złośliwość rzeczy martwych...

Zagadka: skoro bank przelewa pieniądze do pośrednika (Blue Media) a pośrednik załatwia resztę u operatora, to dlaczego operator informuje, że konta nie doładowano? Gdyby coś nawaliło to operator nie powinien nic wiedzieć, a jednak... Szkoda, że trzeba się upominać o swoje... System mógłby takie przypadki wyłapywać i od razu informować obsługę, która automatycznie powinna wyjaśnić sprawę.

wtorek, 31 stycznia 2012

Wykształcenie wyższe

Bardzo logicznym jest, że produkty konsumpcyjne mogą podlegać modzie. Kto nie chce mieć najszybszego kompa, najnowszych gier, ekstra ciuchów, że o wypasionym telefonie nie wspomnę.

Ale edukacja? Zdobywać kolejne dyplomy, bo to jest trendy? Totalny absurd.
Wszystkiemu winny... właściwie kto? Pracodawcy, bo chcą mieć kumatych pracowników, którzy sami będą działać, a nie czekać aż strzeli bat? Pracownicy, bo chcą mieć lepsze stanowiska, płace, życie...?
Społeczeństwo doprowadziło do takiego absurdu, że każdy idzie na studia. Głupi jest jak but, więc uczelnia go przepycha, żeby tylko statystyk nie psuć (bo jeśli na uczelni trudno o dyplom to się ją omija z daleka). Sam dyplom to kpina - prace pisze się w ciągu miesiąca, bo promotorom nie chce się zmuszać studentów do pisania (uciekną ze strachu...?) a potem napisany na ostatnią chwilę gniot ląduje u recenzenta i koniec końców student broni czegoś. Jak temu zapobiec? Publikować prace w internecie! Teraz potencjalni pracodawcy zaglądają w każdą dziurę żeby zdobyć informacje o potencjalnych pracownikach, wiec dlaczego by nie rzucić okiem w pracę obronioną na 5?
Po studiach dziwy, że płacić nie chcą i wymagają czegoś o czym biedny absolwent nie ma zielonego pojęcia (choć w suplemencie ze 12 przedmiotów wskazuje, że jest ekspertem w tej dziedzinie).
Co więksi farciarze (a może frajerzy...?) zostają, by uczyć następne pokolenia studentów czegoś o czym sami niewiele wiedzą.
Najlepsi z najlepszych to eksperci od zarządzania wszelkiej maści. Ludzie, którzy teorię mają w paluszku, wiedzą wszystko o zarządzaniu przedsiębiorstwami, ludźmi i czasem. Ci, którzy nigdy niczego nie realizowali, ale wiedzą najlepiej. Czują się lepsi od wszystkich innych (których de facto mają gdzieś), krzyż noszą dumnie, a na fejsbuku brakuje im tylko przynależności do grupy "obciągam proboszczowi", bo do wszystkich pozostałych już należą...
Jaki jest sens pisania prac magisterskich, skoro większość z nich to kopia, kopii. Promotor daje studentowi czyjąś pracę magisterską i mówi "pan tak napisze". Praca napisana na podstawie jednej tylko pozycji literatury ma w bibliografii ze 40, bo tak każą. Jaki jest tego sens?
Do czego dążymy? Chyba tylko do tego, że ostatecznie wyodrębni się grupa inżynierów, która będzie produkowała sprzęt (kosztem własnego życia osobistego) i grupa debili, którzy będą przerzucać towar na półkach w Tesku (bez urazy dla wszystkich "nie-kierowników") w oczekiwaniu na wypłatę, która pozwoli im nabyć nowe modne produkty i odmóżdżyć się jeszcze bardziej.
A w międzyczasie będą sprzedawać dzieciom tanie frazesy pokroju "ucz się synku, żebyś nie skończył jak tatuś" ( magister kabały, zaskoczony, że nie ma dlań kierowniczego stanowiska)...

Przypomniał mi się nagle tytuł eseju, jaki pisałem w gimnazjum: Quo Vadis, Szkoło!?